Motyle
bez
skrzydeł

Witaj!

Znajdujesz się na blogu zawierającym różnego typu opowiadania fanfiction (liczba fandomów powoli się rozrasta), z przewagą tych o tematyce homoseksualnej. Jeżeli nie przepadasz za slashem, wybierz dla siebie coś z kategorii general.

Serdecznie zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii.

Aktualności

24.07.2021 Niedługo pojawi się tu tekst z nowego fandomu!

26 grudnia 2020

Jak przestać, jak zacząć. Rozdział 6. Dym buchający z legowiska

Szef cztery razy dopytywał się, czy aby Percy nie jest chory i nie potrzebuje odpoczynku. Cztery razy z tym samym wymuszonym uśmiechem Percy zapewniał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i zwyczajnie się nie wyspał. Mężczyzna wcale nie wyglądał na przekonanego. Percy nie miał pojęcia dlaczego. To nie był przecież pierwszy raz, kiedy do późna siedział nad lekturą i wyglądał przez to jak zmora. Czarodziej nie raz go takim widział i tego nie komentował, więc co zmieniło się teraz? Za piątym razem mężczyzna już się z nim nie kłócił, po prostu wcisnął w ręce Percy’ego jego własną torbę i wystawił za drzwi księgarni z rozkazem wyspania się. Na nic zdały się słabe jęki sprzeciwu, że przecież było dopiero południe.

Percy poddał się, kiedy po raz kolejny przeczytał jedno i to samo zdanie, ponownie nie rozumiejąc jego sensu. Jęknął i pokonany rozłożył się na łóżku. Był zbyt zmęczony na czytanie, zbyt pobudzony na sen i całkowicie nieprzygotowany na spędzenie tak dużej ilości czasu sam na sam ze swoimi myślami.

Bezsilnie czekał zawieszony między jawą a snem, aż w końcu świeżo zbudowana tama zaczęła pękać i cieknąć. Wspomnienia, których metodycznie unikał przez kilka ostatnich dni, zalały jego umysł. Emocje ścisnęły trzewia z siłą wyrywającą powietrze z płuc. Percy skulił się w kłębek, usilnie próbując zapanować nad tym chaosem, ale nie był w stanie. Zupełnie nie rozumiał, co się z nim działo.

Przecież już wcześniej zazdrościł Charliemu jego siły i charyzmy, łatwości z jaką jednał sobie ludzi. Świat był niesprawiedliwy, pozbawiając Percy’ego każdej z tych cech, przez co czuł się prawie społecznie ułomnym. Weasley myślał, że już dawno się z tym pogodził, więc dlaczego teraz miał ochotę krzyczeć ze złości?

Nie chciał rozmawiać z Charliem. Nie chciał rozmawiać z Colinem. Nie chciał stanąć ponownie twarzą w twarz z faktem, że ktoś przekładał nad nim jednego z jego braci. Że Colin wolał Charliego. Percy skulił się jeszcze bardziej. Co takiego było między tą dwójką, co Charlie tak skrzętnie próbował ukryć przed całą rodziną? Czyżby on i Colin… Czyżby oni… Weasley objął skulone kolana dłońmi i przycisnął je do piersi. Jeżeli rzeczywiście tak było, to jeszcze nie powód, żeby tak histeryzować, zganił się w myślach Percy. Znali się z Colinem bardzo krótko, a on sam nawet nie dotarł do momentu, w którym pozwoliłby sobie nazywać Creevey’a przyjacielem. Dlaczego więc na myśl, że Colina i Charliego mogło coś łączyć, Percy czuł się jakby tonął i nigdy nie miał się wynurzyć.

I, o ironio, równocześnie chciał, żeby Colin był z nim. Tutaj. Teraz. Żeby uśmiechnął się szeroko i tym samym pełnym radości głosem zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Jemu był skłonny uwierzyć.

“Myślę, że koniecznie powinieneś porozmawiać z Charliem.”

Percy otworzył szeroko oczy. Coś, część jego samego, którą obudziło spotkanie Colina, szarpnęła nim i kazała wstać. Ta sama część, która zmusiła go do rozmowy z Ginny, wepchnięcia Colina do kominka czy zaproszenia go na lody, teraz planowała zrobić ponownie coś tak bezmyślnego i szalonego jak rzucenie się prosto w paszczę smoka. Weasley zanim wybiegł z mieszkania, chwycił jeszcze różdżkę i szatę. Z ponurą determinacją, jakiej się w sobie nie spodziewał, teleportował się pod motel, w którym zatrzymał się Charlie.

Oczywiście nic nie mogło iść tak gładko, jak to sobie zaplanował. W motelu recepcjonistka poinformowała Percy’ego, że niestety nie może się teraz widzieć z Charliem. Przez ułamek sekundy Weasley z przerażeniem pomyślał, że się spóźnił i jego brat zdążył już wrócić do Rumunii. Na szczęście pracownica zapewniła go, że nic takiego nie miało miejsca i trochę wbrew regułom wyznała, że pokój został zarezerwowany do końca tygodnia. Po prostu Charliego nie było obecnie w motelu.

Były prefekt westchnął wewnętrznie. To było właściwie do przewidzenia. Charlie miał tutaj wielu przyjaciół, którzy chcieli się z nim spotkać, kiedy wreszcie postanowił na chwilę wrócić do Angli. Oczywiście, że nie siedział sam w motelowym pokoju tylko przy jakimś barze, otoczony grupką rozkrzyczanych kolegów. Percy był zbyt zmęczony, żeby się chociaż skrzywić na tę myśl. Pokręcił się bez celu w holu, a potem za zgodą recepcjonistki udał się na piętro, żeby koniec końców usiąść na podłodze obok drzwi do pokoju Charliego. Nim zdążył wpaść w panikę nad swoim absurdalnym zachowaniem, po raz pierwszy od paru dni zapadł w spokojny sen.


— Percy, co ty tu robisz?

Obudził go zaskoczony głos Charliego. Młodszy Weasley jęknął i przeciągnął się, przy czym zatrzeszczały mu prawie wszystkie kości. Podniósł wzrok, żeby zlustrować nim swojego brata. Skórzana kurtka, obcisłe spodnie i koszulka z dekoltem na tyle dużym, że w opinii Percy’ego już obscenicznym. Oczywiście, że Charlie wracał z pubu.

Były prefekt próbował się podnieść, ale zesztywniałe mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Na ten widok Charlie podszedł bliżej i pochylił się.

— Wstawaj. Długo czekałeś? — Wyciągnął do niego rękę.

Zapach alkoholu i dymu dotarł do nozdrzy Percy’ego, potwierdzając wcześniejszą teorię. Chwycił dłoń brata i prawie bez wysiłku został pociągnięty ku górze. Och, już praktycznie zapomniał, że był wyższy od Charliego.

— Dzięki — mruknął pod nosem, otrzepując z kurzu swoje spodnie. Zerknął na okno, za którym już od dawna było ciemno. — Niezbyt — skłamał.

W tym samym czasie starszy Weasley otworzył motelowy pokój i wszedł do środka, zostawiając za sobą szeroko otwarte drzwi. Żadnych zaproszeń czy konwenansów. Czy to była tylko pewność siebie, czy po prostu dzielenie części materiału genetycznego wręczało prawo do witania gości w sposób, jakby wchodzili do własnego domu? Percy chciałby znać na to odpowiedź. Westchnął mentalnie i podążył za Charliem, zamykając za sobą drzwi.

Motelowy pokój już wcześniej był niewielki, ale przez to, że wszędzie walały się teraz rzeczy Charliego, optycznie skurczył się jeszcze bardziej. Starszy mężczyzna zgarnął z fotela stertę ubrań, z której wypadła skarpetka.

— Siadaj. I sorry za burdel. Nie spodziewałem się gości.

Charlie obrócił się w miejscu, próbując znaleźć miejsce na ten stos, aż w końcu rzucił ubrania na łóżko, by potem samemu na nim usiąść. Samotna skarpetka pozostała niezauważona.

— Mama dostałaby zawału — skomentował Percy, zajmując wskazane miejsce. A potem jego wzrok natrafił na leżącą na stoliku nocnym paczkę papierosów wraz z zapełnioną popielniczką. — I to chyba dwa razy.

Charlie podążył za nim wzrokiem.

— Dlatego to ja odwiedzam ją, a nie ona mnie — stwierdził ze śmiechem Charlie. Wygiął się do tyłu i sięgnął po paczkę.

— Masz coś przeciwko? — rzucił, wyciągając papierosa. Percy nie sądził, że jego opinia miała jakiekolwiek znaczenie, ale uprzejmie pokręcił głową.

— Nie krępuj się.

Charlie wydobył z kabury różdżkę i odpalił od niej papierosa. Następnie, czym całkowicie zaskoczył Percy’ego, wyciągnął rękę z paczką w jego kierunku.

— Chcesz?

Młodszy Weasley zamrugał, wpatrując się w otwartą paczkę papierosów. Miał w swoim życiu chwilowy epizod, kiedy palił, ale wątpił, by ktokolwiek o nim wiedział.

Kiedy jeszcze pracował w Ministerstwie sięgał po papierosy zdecydowanie zbyt często, próbując udawać, że to dym nikotynowy dusi jego płuca, a nie poczucie winy i samotność. Zapach papierosów przesiąknął wtedy całe jego mieszkanie, szaty i jestestwo. Nawet po rzuceniu tuzina zaklęć odświeżających na siebie, wciąż miał wrażenie, że smród nikotyny podąża za nim jak cień.

Pamiętał, jak drżały mu dłonie, gdy w bezsenne noce próbował zapalić kolejnego papierosa. Jak wymykał się na dach Ministerstwa, aby w spokoju móc utonąć w swoim małym nałogu. Jak pierwszy raz się zaciągnął i prawie wykaszlał płuca, dokładając do kolekcji kolejne żałosne wspomnienie.

Sięgnął po papierosa, a potem z precyzją, której się nie zapomina, odpalił go od różdżki. Merlinie, nie palił ponad dwa lata. To nie powinno być takie dobre.

Spojrzał na Charliego, który teraz wpatrywał się w niego w szoku. Był widocznie pewny, że Percy odrzuci propozycję. Zacmokał.

— Proszę, proszę, czego się dowiaduję o przykładnym młodszym braciszku — zaśmiał się.

Percy przewrócił oczami, ale cień wstydu wkradła się na jego policzki w postaci rumieńców. Pamiętał też bardzo dobrze, jak trudno było rzucić to cholerstwo. Gardło bolało, jak zdarte od krzyków, których nigdy nie odważył się z siebie wydobyć. Irytowało go wszystko do tego stopnia, że raz prawie zdemolował swój pokój. Nie powinien znowu palić.

Zaciągnął się jeszcze raz.

— Więc co cię do mnie sprowadza?

Percy poczuł nagle gulę w gardle, a całe odprężenie wywołane nikotyną zniknęło. Jak się pyta brata, czy jest w związku z kimś, z kim ty sam jesteś w trudnej do określenia relacji? Nie miał bladego pojęcia. Strzepnął popiół do lewitującej pomiędzy nimi popielniczki, odwlekając swoją odpowiedź. Odchrząknął, i mając nadzieję, że nie widać po nim, ile kosztuje go powiedzenie tych słów, wydusił:

— Colin prosił, żebym z tobą porozmawiał.

— Colin? Naprawdę?

Percy podniósł wzrok. Czy tylko mu się wydawało, czy głos jego brata był odrobinę wyższy niż jeszcze chwilę temu.

— A o czym? — zagadnął pogodnie Charlie, kiepsko udając, że nie wie, o co może chodzić.

Gula w gardle Percy’ego powiększyła się jeszcze bardziej. Przełknął.

— To dobre pytanie, na które sam chciałbym znać odpowiedź — zaczął, nie mogąc ukryć w głosie urazy. — Niestety nie udało mi się dowiedzieć więcej od Colina, ponieważ podobno nie może o tym rozmawiać.

— Ach, a więc o tym mieliśmy pogadać — zaśmiał się wymuszenie Charlie, pocierając włosy nad karkiem, aby ukryć swoje zmieszanie. Jednak zaraz potem intensywne spojrzenie błękitnych oczu wróciło na Percy’ego.

— Swoją drogą myślałem, że Ginny mnie wkręca, że ty i Colin…

— Że my co? — zapytał płasko Percy, próbując ukryć narastającą w jego wnętrzu panikę. Pośpiesznie zaciągnął się papierosem.

— Przyjaźnicie się.

Z jakiegoś dziwnego powodu młodszy Weasley poczuł się tą odpowiedzią rozczarowany.

— I to jest takie dziwne? — bąknął, brzmiąc przy tym jak dąsające się dziecko, a na jego policzki ponownie wkradł się zdradliwy rumieniec.

— Bo wiesz, Colin to wulkan energii, w przeciwieństwie do ciebie. Jakbyś mógł, to zamieszkałbyś w bibliotece. Nawet za dzieciaka od swoich braci bardziej wolałeś książki.

To nie było kłamstwo, ale Percy poczuł się dotknięty. Nie potrzebował innych ludzi, żeby wiedzieć, że nie pasował do Colina.

— Może dlatego, że były mądrzejsze — rzucił w samoobronie.

Charlie ponownie parsknął, tym razem szczerze.

— To akurat prawda — przytaknął. Zaciągnął się po raz ostatni i zgasił papierosa w popielniczce. Wszelkie ślady rozbawienia zniknęły z jego twarzy, kiedy ponownie spojrzał na brata.

Percy wewnętrznie się skulił. Resztki odwagi i determinacji do reszty rozpłynęły się pozostawiając go takim, jakim zawsze był: słabym i tchórzliwym.

— Dobra. Wiesz, że jestem typem, który wali prosto z mostu, więc przejdźmy do rzeczy. — Charlie wziął głębszy wdech. — Napisałem książkę o smokach. Chciałem, żeby Colin zrobił do niej zdjęcia. Właściwie wszystko jest już dopięte. W poniedziałek ma dołączyć do mnie w Rumunii. Zgaduję, że trudno mu było wytłumaczyć, dlaczego nie będzie go w kraju przez najbliższe tygodnie.

Charlie czekał ze źle skrywaną obawą na reakcję brata, ale Percy tego nie zauważył. Nie potrafił skupić się na niczym innym poza jedną myślą. Charlie i Colin nie byli razem. Właściwie nie byli nawet przyjaciółmi. Łączyły ich tylko relacje zawodowe, skonstatował w oszołomieniu. Niepokój, który dotąd odczuwał, rozpłynął się w ogarniającej go uldze, a potem w jego umyśle coś kliknęło i zalała go kolejna porcja strachu, choć zupełnie innego rodzaju.

— Colin ma robić zdjęcia smokom? — pisnął wręcz Percy, podrywając się z fotela. Syknął z bólu, kiedy tlący się w jego dłoni papieros poparzył mu palce. Z rozdrażnieniem wrzucił niedopałek do popielniczki. — Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież to niebezpieczne!

Usta Charliego zadrżały w próbie powstrzymania wpływającego na jego usta uśmiechu. Bezskutecznie.

— To nie jest zabawne — syknął Percy, mierząc brata wściekłym spojrzeniem.

— Zachowujesz się, jakby Colin miał jechać do jakiejś dziczy, a nie do strzeżonego rezerwatu — stwierdził Charlie, patrząc na swojego brata z politowaniem.

— A jak mam reagować, skoro są tam smoki? To ogromne i niebezpieczne bestie! — Głos Percy’ego w dalszym ciągu był wyższy niż powinien, kiedy miotał się po niewielkiej przestrzeni, jaką dawał motelowy pokój.

— Percy, to jest rezerwat — powiedział powoli Charlie z naciskiem na ostatnie słowo. — Co roku mamy tuziny odwiedzających i jak do tej pory nie było żadnego wypadku. Wszystko jest odpowiednio zabezpieczone, a moi koledzy po fachu znają się na robocie i potrafią wycieczkowiczom zapewnić bezpieczeństwo. Wiedziałbyś o tym, gdybyś chociaż raz skorzystał z mojego zaproszenia i spędził kilka dni w Rumunii. — Charlie rozłożył ręce w zapraszającym geście. — Poza sezonem letnim miejsca jest wystarczająco, a moje drzwi są zawsze otwarte.

Coś w jego tonie sprawiło, że Percy się zatrzymał. Nigdy nie czuł się dobry w odczytywaniu cudzych emocji, ale Charlie wydawał mu się w jakimś stopniu dotknięty tym brakiem odwiedzin.

— Wiesz, że nie przepadam za podróżami — bąknął na usprawiedliwienie. — I nie zmieniaj tematu. To, że jeszcze nie było żadnego incydentu, nie oznacza, że żaden się nie przydarzy. — Zwłaszcza w obecności ciekawskiego Colina, zadręczał się w myślach. On na pewno sobie coś tam zrobi!

Charlie spojrzał na niego sceptycznie spod uniesionych brwi, dając do zrozumienia, że zdecydowanie przesadza ze swoją paranoją. Młodszy Weasley zmieszał się nieco i ostatecznie zdecydował w końcu ponownie usiąść w fotelu.

— Po drugie — zaczął z wolna Charlie, jakby odgadując wewnętrzne zmartwienie swojego brata — Colin wbrew pozorom jest całkiem łebski i twardy. Wydawało mi się, że ty akurat powinieneś o tym wiedzieć.

Percy zacisnął usta w prostą linię. Jego głowa była pełna obrazów poparzonej skóry i połamanych kończyn. Nic z tego nie można było opisać jako twarde lub łebskie.

— To, że ktoś jest w stanie coś znieść, nie oznacza, że powinien tego doświadczyć — wycedził w końcu.

— Wiesz, że nie to miałem na myśli — powiedział miękko starszy Weasley. Westchnął. — Colin da sobie radę, nie musisz się tak bardzo o niego martwić.

— Ja nie… to znaczy... — Policzki Percy’ego przybrały barwę szkarłatu. Och, kogo on próbował oszukać? Lęk o Colina przysłonił wszystko.

— Wciąż uważam, że to szalony pomysł — stwierdził były prefekt, podnosząc wzrok na Charlie’ego. Zbierając w sobie całą odwagę, jaką posiadał, dodał: — Zamierzam poprosić Colina, aby jeszcze raz rozważył twoją propozycję.

— Jeżeli to ci pomoże — odparł pogodnie Charlie, czym całkowicie zaskoczył Percy’ego. Czy właśnie przed chwilą jego własny brat nie powiedział mu, że zamierza pokrzyżować część jego planów?

— Nie jesteś zły?

Starszy Weasley wzruszył ramionami.

— A o co? Przecież ostateczna decyzja i tak należy do Colina.

Być może, pomyślał niespokojnie Percy, najtrudniejszą rozmowę wciąż miał jeszcze przed sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz