Motyle
bez
skrzydeł

Witaj!

Znajdujesz się na blogu zawierającym różnego typu opowiadania fanfiction (liczba fandomów powoli się rozrasta), z przewagą tych o tematyce homoseksualnej. Jeżeli nie przepadasz za slashem, wybierz dla siebie coś z kategorii general.

Serdecznie zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii.

Aktualności

24.07.2021 Niedługo pojawi się tu tekst z nowego fandomu!

9 kwietnia 2020

Niebo pełne słońca. Rozdział 2. Wybuchowa mieszanka

Rozdział 2
Wybuchowa mieszanka

Izuku Midoriya był beznadziejny. Był chodzącym słońcem i nieszczęściem w jednym, i jakimś niezrozumiałym dla Tenko sposobem, wytwarzał przyciąganie, które nie pozwalało Shimurze się od niego uwolnić, dopóki nie odprowadził go w jednym kawałku do samego domu. Brak zdolności, dobre sobie, pomyślał cierpko Shimura. To właśnie musiała być zdolność tego smarkacza.


Tenko był tego pewien, ponieważ nie wiedział jak inaczej wytłumaczyć fakt, że po słuchaniu godzinami o All Mightcie i innych bohaterach, nie uciekł z krzykiem lub chłopaka zwyczajnie nie udusił. Nienawidził bohaterów i poznanie Midoryi nie zmieniło tego uczucia ani o jotę, a właściwie przez te nieustanne peany – utwierdziło się ono w nim jeszcze bardziej. Jednak w momentach, kiedy myślał, że już nie wytrzyma, Izuku robił drobne rzeczy, które w przedziwny sposób rekompensowały Tenku wszystkie niedogodności.

Jeżeli było coś gorszego od monologu o bohaterach, to zdecydowanie była to głęboka potrzeba Izuku do ratowania wszystkiego co się rusza (lub też nie), przez co bez przerwy wpadał w kłopoty. Shimura próbował go od tego odwodzić (wokół było pełno ludzi ze zdolnościami, którzy mogli się zająć tymi wyimaginowanymi problemami, interwencja ofermy bez żadnej mocy nie była konieczna), ale przez szczenięce oczy Izuku, Tenko kończył, dołączając się do tych eskapad, aby przynajmniej zminimalizować straty. Nie, żeby jego zdolność była w tej kwestii jakkolwiek pomocna.

Nie lubił rozmawiać o swojej zdolności z nikim poza swoim senseiem. Po drugie, nie wolno mu było zdradzić prawdy, a jedynie oficjalny zapis, jaki widniał w jego dokumentach. A po trzecie, chociaż go to bardzo zaskoczyło (przy Izuku zaskakiwało go zdecydowanie zbyt wiele rzeczy), obawiał się reakcji Midoriyi. Jednak w starciu z jego ciekawością i błagalnym wzrokiem Tenko jak zwykle przegrał. W końcu dotknął wszystkimi palcami najbliższego zielska i z pochmurną miną patrzył jak więdnie i gnije, by rozpaść się na proch.

— Potrafię sprawić, że coś zwiędnie — wyznał wtedy niechętnie tę okrojoną wersję (która i tak była dziesięć, dwadzieścia, a może sto razy łagodniejsza od prawdy). Spojrzał na Izuku przekonany, że chłopak zaraz oskarży go o zamordowanie biednej roślinki.

— Łał, nigdy czegoś takiego nie widziałem! — zawołał Midoriya. Jego oczy błyszczały pełne podziwu i entuzjazmu, zostawiając Tenko oniemiałego i rozbitego. — Wiesz, ile niesamowitych rzeczy możesz zrobić?

Shimura, nie będąc w stanie nic z siebie wydusić, został obsypany tuzinem pomysłów na to, jak wykorzystać jego zdolność, począwszy od niszczenia chwastów na tworzeniu kompostu kończąc. Tenko zmarszczył nos w niezadowoleniu. Mimo wszystko ostatniego zastosowania wolałby nie usłyszeć.

Jeżeli było coś jeszcze, co zaprzątało głowę Izuku poza All Mightem, bohaterami i pomaganiem wszystkim dookoła, to był to niewątpliwie Katsuki Bakugou. Tenko wciąż nie był w stanie ocenić po opowieściach, czy Midoriya tamtego chłopaka lubił, podziwiał czy się go bał. Pewien był tylko tego, że żadna z dostępnych opcji mu się nie podobała.




Izuku szczebiotał wesoło jak zwykle o bohaterach. Do Tenko docierało co trzecie słowo. Był zbyt zaabsorbowany grą (w dodatku jednocześnie starał się podążać za chłopcem i nie wyrżnąć gębą o chodnik), aby skupiać się na paplaninie Izuku. Nie, żeby normalnie skupiał się na niej o wiele bardziej.

— O nie, Kacchan! — jęknął nagle Midoriya.

Shimura drgnął, wytrącony z równowagi. Boss zadał mu obrażenia przekraczające jego HP i na ekranie wyświetliło się game over. Zaklął pod nosem. Że akurat to musiał usłyszeć. Uniósł wzrok znad gameboya na Izuku, ale oczywiscie chłopaka już nie było w miejscu, w którym według Tenko powinien stać. Midoriya biegł w kierunku dwóch chłopców, z których jeden poturbowany leżał na ziemi. Czyżby to był ten osławiony Kaachan? Tenko niechętnie powlókł się za młodszym chłopcem.

— Kacchan, zostaw go!

Shimura zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na blondwłosego chłopca, który ewidentnie w tej bójce był napastnikiem. Kaachan to ten gnojek? Tenko czuł się naprawdę skonfundowany. Przez te kilka tygodni od poznania Izuku nawet nie pomyślałby, że ten może żywić jakiekolwiek cieplejsze uczucia do kogoś występującego w roli oprawcy.

— SPADAJ, DEKU! — zawył Bakugou. Z jego rąk buchnęły płomienie. Zdaniem Shimury nie były szczególnie szkodliwe (sensei nauczył go już jak rozpoznać prawdziwe zagrożenie), ale tego samego nie można było powiedzieć o pięści, która wystrzeliła w kierunku trzeciego, poturbowanego chłopca. Nigdy go jednak nie dosięgła, bo w tym momencie Izuku rzucił się na rękę Bakugou, by praktycznie na niej zawisnąć. Impet zachwiał blondynem, ale skurczybyk nie stracił równowagi.

— ODCZEP SIĘ, IDIOTO! — ryknął, wymachując ręką wraz z przyczepionym do niej Izuku. Wolną pięścią wziął zamach, trafiając prosto w brzuch Midoriyi. Płomienie ponownie wybuchły i wreszcie nadprogramowy balast został zrzucony.

Zabiję gnoja. To była jedyna myśl, jaką umysł Tenko był w stanie wyprodukować.

Katsuki stracił zainteresowanie swoją pierwszą ofiarą, która w międzyczasie wzięła nogi za pas. Teraz sapał wściekle, wpatrując się w leżącego na ziemi Midoriyę.

— JA CIĘ WRESZCIE ODUCZĘ BOHATERZENIA! — zawył, rozciągając nadwyrężone ramię.

— Może w drodze wyjątku to tobie złoimy dzisiaj dupsko? — syknął Tenko nad wyraz spokojnie, wyrastając prawie jak spod ziemi pomiędzy blondynem a Midoriyą.

Bakugou przez moment wyglądał na zaskoczonego pojawieniem się przed nim starszego o dobre kilka lat chłopaka, ale to zupełnie nie zmieniło jego nastawienia. Blondyn tylko wyszczerzył się szeroko.

— Chcesz bronić tamtą ciapę? TO DAWAJ, ŁAJZO! — krzyknął i rozłożył ręce, z których buchnęły płomienie.

— Ty mały skur… — wycedził Tenko, ale pozostała część zdania utonęła w krzyku Izuku.

— Nie bijcie się, proszę! — zajęczał i tym razem przyczepił się do nogi Shimury.

Plany dotyczące morderstwa zostały odwleczone w czasie, kiedy Tenko patrząc w dół napotkał parę zielonych, błagalnych oczu. Zamrugał i ponownie spojrzał na już biegnącego w ich stronę Bakugou. Niby jak miał to rozwiązać nie tylko bez zmienienia tego szczyla w proch, ale nawet bez spuszczenia mu łomotu?

Blondyn skoczył i się zamachnął. Tenko nawet z przyklejonym do jego nogi Izuku dał radę zrobić lekki unik, by chwycić szczyla za rękę (nie wszystkimi palcami, a szkoda) i przerzucić przez ramię. Wreszcie nauki senseia się na coś przydały.

Katsuki jak dzikie zwierzę wylądował na czterech kończynach i wcale nie wyglądał, jakby miał przestać atakować. Shimura desperacko potrzebował grać na zwłokę, jeżeli miał wymyślić coś, co nie kończyło się śmiercią w męczarniach dla tego szczyla.

— Tak bardzo chcesz zarobić baty od rodziców? — palnął pierwsze, co mu przyszło do głowy.

Dzieciak próbował udawać niewzruszonego, ale Tenko bez problemu wychwycił nagłe spięcie ciała i rozszerzone oczy. Pierwszy strzał i od razu w dziesiątkę, pomyślał z zadowoleniem, już gratulując sobie rychłego zwycięstwa. Bachor bał się rodziców, a Shimura zamierzał to skrupulatnie wykorzystać.

— Nie wciśniesz mi kitu, że znasz moich starych — warknął blondyn, ale już nie wrzeszczał ani nie atakował. Na ustach Tenko zagościł paskudny uśmiech.

— Oczywiście, że nie, ale pani Midoriya-san już pewnie tak — zaczął swoją bajeczkę. Blondyn po prostu zastygł w bezruchu. — Jak myślisz, Kacchan? — zapytał kpiąco, podkreślając to śmieszne przezwisko. W międzyczasie sięgnął do kieszeni plecaka Izuku, z której wyciągnął jego komórkę. — Jaka jest szansa, że mama Izuku podzieliła się z własnym synem numerem do któregoś z twoich rodziców po tych wszystkich bolesnych historiach, jakie musiała wysłuchać?

Oczywiście Shimura nie miał pojęcia, czy rodzice tej dwójki się znają, ani tym bardziej czy wymienili między sobą numery telefonów, nie wspominając o tym ostatnim (najmniej prawdopodobnym, a zarazem najbardziej istotnym) kłamstwie. Jednak na ten moment nie miało to znaczenia. Ważne było, aby ten szczyl uwierzył w przygotowaną przez Tenko bajeczkę. Shimura odblokował telefon, wszedł kontakty i udał, że szuka właściwego, zamiast tego wybierając ten do siebie.

— O! Numer do twojej mamy. Myślisz, że powinienem zadzwonić? — zapytał niby uprzejmie, delektując się strachem bachora.

— Nie ośmielisz się — wycedził Katsuki.

—  Nie? — zapytał w udawanym zaskoczeniu Tenko, upajając się świeżo nabytą władzą. — A to niby czemu?

Bakugou zmrużył groźnie oczy. Shimura widział, jak jego wzrok przesuwa się pomiędzy telefonem, nim samym a dzielącą ich odległością. Zapewne kalkulował, czy uda mu się wyrwać  telefon zanim zostanie nawiązane połączenie. Na korzyść Tenko działała też ich potyczka sprzed chwili. Szczyl wiedział, że przeciwnik był całkiem zwinny. Shimura dosłownie widział moment, w którym Katsuki skapitulował i jak to go wkurzyło.

— WALCIE SIĘ! — ryknął Bakugou na do widzenia, wciskając ręce do kieszeni spodni.

Obaj z Midoriyą przez chwilę wpatrywali się w ciszy w plecy odchodzącego chłopaka. W końcu to Tenko pierwszy drgnął i wrzucił telefon Izuki z powrotem do plecaka.

— ŁAŁ! To było… łał! — wyjąkał Izuku nadal z okolicy biodra Shimury. — Genialne. Niesamowite. Byłeś wspaniały! Jak superbohater!

Mózg Tenko potknął się na próbie przetworzenia wypowiedzianych przez Midoryię słów. Shimura spojrzał na pełne podziwu i uwielbienia zielone oczy, zaróżowione policzki i uśmiech, którym można byłoby rozświetlić bezksiężycowe noce. Coś w jego piersi ścisnęło się i poderwało, wypełniając Shimurę tak mu obcym uczuciem czystej radości. Jego usta zadrżały w nieporadnej próbie odwzajemnienia uśmiechu.

To wszystko sprawiło, że Tenko prawie, prawie nie zauważył dłoni Izuku zaciskającej się na jego własnej. Mrożący krew w żyłach strach przeszedł przez jego ciało, niszcząc wszelkie objawy radości. Z przerażeniem wyrwał dłoń z prawie-uścisku i odskoczył do tyłu. Krew szumiała mu w uszach, kiedy patrzył na oszołomioną twarz Midoriyi.

Mało brakowało, a zadziałałby swoją indywidualnością na Izuku. Mało brakowało, a chłopak byłby martwy. Przez niego. Znowu. Znowu? Zamglone wspomnienie zamajaczyło na skraju świadomości, przyprawiając Tenko o ból głowy. Zacisnął oczy. Ręce powędrowały do jego szyi, drapiąc ją prawie do krwi. Dłonie, dłonie, jego kochane dłonie, myślał w histerii Shimura. Potrzebuję swoich dłoni.

— Tenko-san, wszystko w porządku? — zapytał niepewnie Midoriya. — Tenko-san?

Głos Izuku przedarł się przez spanikowany umysł Shimury, kojąc skołatane nerwy. Tenko wziął głęboki oddech, potem drugi i wreszcie opuścił ręce ze swojej szyi.

— Mówiłem, że masz mnie nie dotykać — wytknął martwym tonem, nawet nie patrząc na młodszego chłopaka. — Nigdy więcej tego nie rób. Nie lubię tego. — Powtórzył znów to samo kłamstwo, które miało utrzymać Izuku z daleka od jego indywidualności.

— Um, ale wcześniej chwyciłem się twojej nogi i wszystko było w porządku.

— To… to była kryzysowa sytuacja. Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Dotykaj. — Tenko wyartykułował każde słowo oddzielnie, mając nadzieję, że wreszcie trafiły one do pustej łepetyny tego dzieciaka.

— Przepraszam — jęknął cicho Midoriya, kuląc się. Znów wyglądał jak kupka nieszczęścia. Tym razem to Tenko był tego powodem. Coś, co zbyt bardzo przypominało wyrzuty sumienia, zadomowiło się w jego klatce piersiowej.

— I nie nazywaj mnie bohaterem — dodał, ale bez zwykłej dla siebie zjadliwości.

— Ale nim jesteś — zaperzył się Izuku, sprawiając, że wreszcie Tenko spojrzał w te uparte i zdeterminowane oczy. — Dla mnie. — Chłopak zarumienił się, uciekając wzrokiem. Dłonie zacisnęły się na szelkach jego plecaka. — Wiem, że nie przepadasz za bohaterami, ale pomagałeś mi przez cały ten czas. Ściągnąłeś tego małego kotka z drzewa. Niosłeś ze mną zakupy tamej staruszki, a kiedy znaleźliśmy portfel z dokumentami, sam opłaciłeś znaczek, aby go odesłać właścicielowi.

Shimura miał ochotę zgrzytać zębami. Tak, zrobił to wszystko, ale nie dlatego, że tamci ludzie cokolwiek go obchodzili, tylko dlatego, że to Izuku go o to poprosił. Czy ten dzieciak tego nie widział? Tenko już miał to wszystko wyrzucić z siebie, ale Izuku mówił dalej:

— Udało ci się nawet ochronić Kaito-chana i mnie przed Kacchanem. Cały czas jesteś niesamowity i nawet nie używasz indywidualności. Dlatego — Izuku nabrał powietrze. Jego zdeterminowane spojrzenie powróciło na Shimurę. — Już jestem pewny, że nie potrzebuję żadnej do tego, aby zostać bohaterem. Po prostu muszę być bardziej jak ty.

Tenko otworzył usta ze zdziwienia.

Co?

— Co? — wymsknęło mu się na głos.

Izuku zamrugał i spąsowiał, ale nie odwrócił stanowczych i pełnych nadziei oczu. Tym razem to Tenko opuścił wzrok. Próbował zapanować nad wszystkimi kłębiącymi się w nim emocjami, ale trudno było to zrobić, kiedy nawet nie potrafił nazwać większości z nich. Odchrząknął.

— T-tylko postaraj się nic sobie przy tym nie zrobić. — Pomimo starań, głos Tenko i tak zadrżał.

Twarz Izuku rozświetliła się jak wschodzące słońce.

— Jasne! — zawołał radośnie.

Ten świat nie był dobrym miejscem dla Midoriyi. Shimura wiedział, że prędzej czy później chłopak zderzy się z rzeczywistością, która skruszy jego marzenia i zabije nadzieję, tak samo, jak zrobiła to z nim samym. Mimo tego Tenko czuł, jak całe jego jestestwo buntuje się przeciwko zniszczeniu tego skarbu, który niedawno odnalazł.




Shimura jak zwykle odprowadził Izuku pod drzwi jego domu. Gdy wreszcie zielonowłosy chłopak pożegnał się i zniknął wewnątrz mieszkania, pani Midoriya zamiast pożegnać się z Shimurą, skłoniła się nisko.

— Midoriya-san? — Tenko nie miał pojęcia, o co mogło jej chodzić.

— Dziękuję, że przyjaźnisz się z moim synem.

Przyjaźnię? powtórzył tępo w myślach Shimura, wytrącony tym wyznaniem z równowagi.

Inko-san wyprostowała się. Nie dostrzegając lub zwyczajnie ignorując osłupienie chłopaka, kontynuowała:

— Odkąd cię poznał, prawie wyłącznie mówi o tobie. Wygrałeś nawet z All Mightem. — Kobieta roześmiała się i spojrzała na Tenko z czułością prawie równą tej, którą obdarzała własnego syna.

— Już dawno nie widziałam Izuku tak szczęśliwego, a to wszystko dzięki tobie, Tenko-kun.

Gdyby Shimura nie oniemiał wcześniej, niechybnie zrobiły to teraz.

Kiedy zbiegał po schodach, próbując sobie wmówić, że dudnienie jego serca to wina wyłącznie wysiłku fizycznego, doszedł do wniosku, że najwyższy czas powiedzieć senseiowi o swoim nowym znajomym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz