Motyle
bez
skrzydeł

Witaj!

Znajdujesz się na blogu zawierającym różnego typu opowiadania fanfiction (liczba fandomów powoli się rozrasta), z przewagą tych o tematyce homoseksualnej. Jeżeli nie przepadasz za slashem, wybierz dla siebie coś z kategorii general.

Serdecznie zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii.

Aktualności

24.07.2021 Niedługo pojawi się tu tekst z nowego fandomu!

10 kwietnia 2020

Niebo pełne słońca. Rozdział 3. Nieuchwytne marzenie

Rozdział 3
Nieuchwytne marzenie

Tomura położył bambus na blacie tuż pod okiem kamery. Kiedy na ekranie zamigotał zielony punkt, dotknął wszystkimi palcami końcówki roślinki. Patrzył, jak bambus w zatrważającym tempie rozpada się na maleńkie kawałki. Spojrzał na ekran, który wyświetlił komunikat: 3.48 s. Zmarszczył nos, niezadowolony. Jego wyniki zazwyczaj wahały się w przedziale między trzema a czterema sekundami. Ćwiczył spowolnienie działania swojej indywidualności, ale na razie najlepszy wynik jaki osiągnął to 5.03 s. Niestety nie miał pojęcia, jak to zrobił i już więcej nie udało mu się przekroczyć magicznej bariery pięciu sekund.


Zsunął dłonią proch do kontenera za biurkiem i ponownie ustawił bambus pod kamerą. Powtórzył procedurę. 3.21 s. To było bez sensu, te wyniki były kompletnie losowe. Jedyne co udało mu się osiągnąć przez ostatnie tygodnie ćwiczeń to przyspieszenie całego procesu. Wystarczyło, by pomyślał o tym szczylu Bakugou i jego wynik sięgał dwóch sekund, chociaż części, na jakie wtedy rozpadał się bambus, były nieco większe.

Shigaraki nie potrzebował przyspieszyć swojej indywidualności. Potrzebował ją spowolnić. Potrzebował ją zatrzymać.

Znowu pozbył się prochu i położył pod kamerą nowy bambus. Z drugiego końca hangaru dobiegło ciche kwilenie. Tomura spojrzał w kierunku najnowszego eksperymentu swojego senseia. Na głównym stole leżał związany pasami mężczyzna z obciętymi wszystkimi kończynami, a przynajmniej tak było kiedy Shigaraki przybył tutaj z senseiem. Indywidualność regeneracji mężczyzny odtworzyła już prawie całą lewą nogę i część prawego ramienia. Działała kompletnie losowo, jednak i tak najszybciej z dotychczas przebadanych indywidualności. Mimo to, sensei był nieco rozczarowany.

Przy mężczyźnie czuwał jeden z naukowców, którego udało się jego senseiowi pozyskać. Chociaż zostali sobie przedstawieni (tu był Tomurą Shigaraki, nie Tenko Shimurą) Tomura nie pamiętał jego imienia, nie zaprzątał sobie głowy takimi bzdetami. Mężczyzna w kitlu wymienił kroplówkę obiektowi badań i powrócił do monitorowania jego stanu. Kiedy badania się zakończą, sensei wydobędzie z tego mężczyzny indywidualność, a Shigaraki usunie zbędnego świadka dzięki własnej zdolności. Świetnie się do tego nadawała, bo poza kupką prochu nie zostawiała żadnych dodatkowych śladów. To był jak na razie jedyny sposób, w jaki Tomura mógł pomóc swojemu senseiowi i robił to z wielką chęcią.

Powrócił myślami do teraźniejszości i przytknął palce do końcówki bambusa. Tym razem wynik wynosił 3.31 s. Znowu. Tomura wziął głębszy wdech w próbie podjęcia walki z własnym zniecierpliwieniem. Ćwiczenia nie przynosiły żadnych rezultatów poza pogłębiającą się w Shigarakim z dnia na dzień frustracją.

Do tej pory nieszczególnie przeszkadzał mu brak kontroli nad swoją indywidualnością. Czego nie mógł osiągnąć treningiem, bez problemu otrzymywał, łamiąc jedyną zasadę swojej zdolności — konieczność kontaktu wszystkich pięciu palców z niszczonym przedmiotem. To nie tak, że nigdy niczego niechcący nie zamienił w proch. Na początku działo się to dość często, ale Tomura nie przywiązywał się do rzeczy (sensei był gotów dostarczyć mu wszystko, czego chciał). Trochę czasu zajęło przyzwyczajenie ciała do spania z zaciśniętymi pięściami i nawet teraz Shigaraki niekiedy budził się bez kołdry, poduszki lub samego łóżka, ale to były drobnostki.

Nigdy też do tej pory nie bał się kogoś dotykać. Wszyscy byli dla niego równie nieistotni, a w przypadku senseia Temura był po prostu pewny, że ten ma jakąś zdolność, która pozwoliłaby mu zahamować lub cofnąć skutki niedającej się ujarzmić indywidualności Shigarakiego.

Wszystko się jednak zmieniło, odkąd w jego życie wtargnął Izuku Midoriya. Nagle brak kontroli nad zdolnością stał się jednym z największych mankamentów jego egzystencji. Wielokrotnie łapał się na tym, że chciał zmierzwić i tak już rozkopane włosy Izuku, pacnąć w głowę za brak frasobliwości i głupotę, czy po prostu pozwolić młodszemu chłopcu na nieskrępowane wkraczanie w jego przestrzeń osobistą bez obawy, że przez nierozważne dotknięcie jego dłoni ten zniknie. Musiał poprawić swoją kontrolę, a incydent po spotkaniu z Bakugou uświadomił mu to jeszcze bardziej.

Niestety to nie była jedyna rzecz, którą Temura roztrząsał od tamtego momentu. Właściwie wpadł na ten pomysł tuż po poznaniu Izuku, jednak dopiero ostatnie wyznanie chłopca sprawiło, że zaczął myśleć o nim poważnie.

Brak indywidualności Midoriyi był kłopotliwy pod wieloma względami. Począwszy od tego, że bez niej trudno było chłopcu wykaraskać się bez szwanku z kłopotów, w które sam się wpakowywał, kończąc na jego szaleńczym pragnieniu zostania bohaterem. Shigaraki nie miał wątpliwości, że bez zdolności Izuku nim nie zostanie — taka była prawda i prędzej czy później dziecięca nadzieja Midoriyi będzie musiała stawić temu czoła.

Nie wiedział nawet, dlaczego to wszystko roztrząsał. Nienawidził bohaterów za to, co mu zrobili (a raczej czego nie zrobili), nienawidził ich za każdą bliznę, jaką widział na ciele senseia, za puste frazesy niesione na wykrzywionych w sztucznym uśmiechu wargach, które w ostatecznym rozrachunku nic nie znaczyły. Jednak wyglądało na to, że myśl o Izuku zostającym bohaterem w dziwny sposób wcale mu nie przeszkadzała. Właściwie chciał mu w tym pomóc. I przede wszystkim doskonale wiedział jak. Jednak to wymagało zaangażowania we wszystko senseia.

Po owym incydencie Tomura opowiedział w końcu senseiowi o Izuku. Właściwie opowiedział mu prawie wszystko. Nawet przebąknął coś o chorej fascynacji chłopca bohaterami. Obawiał się reakcji senseia (chociażby za zatajenie prawdy), ale ten nie był zły — właściwie zdawał się zadowolony. Zapewne układał sobie w głowie te wszystkie niezbędne umiejętności społeczne, które Shigaraki przyswoi w ramach tej znajomości. Tomura był wdzięczny, że akurat te przemyślenia sensei zachował dla siebie. Swego czasu za dużo się ich obsłuchał.

Tak, Shigaraki wyznał senseiowi prawie wszystko, jednak nie był w stanie się zdobyć na wypowiedzenie tej jednej prośby. Tomura westchnął zarówno nad swoją patową sytuacją, jak i miernym wynikiem, wyświetlającym się na ekranie.




Później, tego samego wieczoru Kurogiri przeniósł Tomurę i senseia z powrotem do ich oficjalnego domu na obrzeżach miasta. Shigaraki pośpiesznie ściągnął płaszcz, a także ściskające go kojąco dłonie i z troską odłożył je do wyłożonego satyną kufra. Swego czasu były jedną z nielicznych rzeczy, które mogły uspokoić Shigarakiego.

Powrócił wzrokiem do senseia, który zdążył już skorzystać z indywidualności zmiany kształtu. Kiedyś działała bez zarzutu, niestety jak się z czasem okazało – nie radziła sobie za dobrze z ranami i bliznami. Przy próbie zmiany wyglądu te również zmieniały swoje miejsce niezależnie od woli senseia. I tak w postaci, w której sensei wiódł udawane prawie normalnie życie, odzyskiwał część twarzy i oko, jednak za to tracił władzę w nodze i po ich posiadłości musiał poruszać się na wózku.

Shigaraki nie miał pojęcia czy te przemiany były bolesne. Miał nadzieję, że nie, ponieważ z jego powodu sensei musiał ich dokonywać nawet kilka razy dziennie. Mężczyzna skinął głową i Tomura posłusznie otworzył drzwi. W korytarzu już czekał na nich lokaj.

— Shimura-san, Tenko-kun — przywitał się, kłaniając. — Obiad już został podany w jadalni. Czy życzy sobie Pan jeszcze czegoś?

— Na ten moment nie. Możesz odejść — polecił sensei. Lokaj posłusznie się oddalił, podczas gdy oni skierowali się do jadalni.

— Otrzymałem dzisiaj pełne zestawienie danych z twoich ćwiczeń — podjął rozmowę sensei, jak tylko rozgościli się przy stole. — Wyglądają dość obiecująco.

Tenko poderwał zaciekawiony głowę, tracąc zainteresowanie jedzeniem.

— Co masz przez to na myśli?

— Co do tej pory udało ci się osiągnąć?

Shimura miał ochotę przewrócić oczami. Jak zawsze w takich sytuacjach sensei zamiast wyjawić wprost swoje spostrzeżenia, zamierzał zadręczyć swojego podopiecznego pytaniami, aż w końcu ten sam na to wpadnie. Tenko tego nie cierpiał. Sensei uważał, że jest to świetny trening.

— Nic — burknął, marszcząc z niezadowoleniem nos.

Sensei spojrzał na niego znacząco i Shimura westchnął.

— Udało mi się przyspieszyć działanie indywidualności, czyli nic, bo nie to ćwiczyłem.

— Ale w analizie okazało się to bardzo pomocne. Jak myślisz Tenko-kun, dlaczego?

Shimura zmarszczył brwi, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy.

— Może inaczej — poprawił się w zastanowieniu mężczyzna. — Jaka jest różnica między zwykłym a szybkim działaniem twojej indywidualności?

Tenko drgnął zaskoczony, gdy wraz ze słowami senseia przyszło zrozumienie.

— Masz na myśli wielkość resztek? Im szybciej gnije bambus, tym większe części pozostawia?

Mężczyzna uśmiechnął się jednym kącikiem ust, który z nim współpracował.

— I im mniejsze części pozostawia twoja indywidulaność, tym wolniej działa. — Sensei skinął z zadowoleniem. — Jutro powinieneś spróbować myśleć pod tym kątem podczas ćwiczeń — polecił, zabierając się za jedzenie.

Ciche, pełne rozczarowania och wymknęło się Tenko. Mężczyzna ponownie skupił spojrzenie na swoim podopiecznym, niemo prosząc o wyjaśnienie. Shimura wiercąc się na krześle, niechętnie wyznał:

— Moja zdolność już rozsypuje wszystko na drobny proch. Czy w ogóle te części mogą być mniejsze?

— Oczywiście, że mogą. Na podstawie zebranych dotychczas danych sądzę, że możesz dokonać podziału nawet na bazowe cząsteczki tak długo, jak pozostają one pierwotnym związkiem chemicznym. Trudno jest mi teraz ocenić, czy rozpadowi mogą też podlegać wiązania kowalencyjne, ale kontynuując badania… — przerwał sensei, wreszcie dostrzegając minę Shimury. — Tenko-kun, możesz mi wyjaśnić, co cię martwi?

— Nie da się jej zatrzymać, prawda? — zapytał, pozwalając wybrzmieć rozgoryczeniu w swoim głosie.

Sensei milczał przez chwilę.

— Nie, nie będziesz jej mógł zatrzymać.

Shimura zacisnął szczękę. Podniósł dłoń do szyi, zacisnął w pięść i opuścił. Teraz naprawdę potrzebował swoich dłoni.

— Opowiesz mi, co słychać u Midoriyi-kun?

Pytanie o Izuku rozproszyło Tenko. Kiełkująca panika obumarła, nim zdążyła się w pełni rozwinąć.

— Wyjątkowo dzisiaj nic sobie nie zrobił. Trudno jest szukać guza ze zwichniętą kostką — podsumował cierpko Shimura, w końcu sięgając po jedzenie.

— Istotnie — przytaknął sensei, maskując tym swoje rozbawienie.

Reszta posiłku upłynęła w lekkim monologu Tenko o perypetiach swojego młodszego kolegi, co w zasadzie stało się rutyną odkąd sensei dowiedział się o Izuku. Jednak nawet to nie było w stanie poprawić Shimurze humoru na dłużej.

Kiedy posiłek prawie dobiegł końca, sensei ponownie skupił wzrok na swoim podopiecznym.

— Tenko-kun — Chłopak podniósł wzrok. — Bardzo doceniam twoje zaangażowanie w zlecone przeze mnie ćwiczenia.

Shimura był zaskoczony tą nagłą pochwałą, ale przyjął ją z przyjemnością.

— Dlatego w ramach nagrody chciałbym spełnić jedną twoją zachciankę, oczywiście realną — mężczyzna dodał na wszelki wypadek.

Tenko zamrugał. Normalnie pewnie poprosiłby o koszyk nowych gier albo kolejny sprzęt gamingowy, jednak teraz w jego głowie kołatała się tylko jedna myśl. Ta sama, która zawitała do niego w momencie poznania Izuku. Otworzył i zamknął usta, nie wiedząc jak zacząć.

— Tak? — zapytał zachęcająco sensei.

— Czy mógłbyś… — zawahał się i przygryzł wargę. — Czy mógłbyś podarować Izuku indywidualność?

To był jeden z niewielu momentów, w których Shimura bez problemu był w stanie odczytać emocje z twarzy senseia, a było nią czyste zdumienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz