Motyle
bez
skrzydeł

Witaj!

Znajdujesz się na blogu zawierającym różnego typu opowiadania fanfiction (liczba fandomów powoli się rozrasta), z przewagą tych o tematyce homoseksualnej. Jeżeli nie przepadasz za slashem, wybierz dla siebie coś z kategorii general.

Serdecznie zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii.

Aktualności

24.07.2021 Niedługo pojawi się tu tekst z nowego fandomu!

24 grudnia 2020

Niebo pełne słońca. Rozdział 4. Trudne negocjacje

Rozdział 4.
Trudne negocjacje

Tenko obserwował, jak sensei z ostrożnością odkłada sztućce na talerz, a potem przenosi uważne spojrzenie na swojego podopiecznego. Shimura uciekł wzrokiem. Znów miał ochotę podrapać swoją szyję, ale zamiast tego zacisnął dłonie w pięści.

— Jak to sobie wyobrażasz, Tenko-kun?

Ton głosu senseia nie był naganny. Właściwie mężczyzna brzmiał na zaintrygowanego, dlatego Shimura postanowił jednak podnieść głowę. Wyczekujące spojrzenie senseia dało znać chłopcu, że ten powinien coś powiedzieć, jednak obecnie Tenko miał pustkę w głowę. Zdecydowanie tego wieczora nie popisywał się elokwencją.

Dostrzegając skołowanie podopiecznego, sensei wyjaśnił:

— Chciałbym, abyś podzielił się ze mną swoją koncepcją realizacji tego pomysłu.

Po prostu świetnie, jęknął w myślach Tenko, kiedy zdał sobie sprawę, że sensei jego prośbę sprowadził do kolejnego ćwiczenia intelektualnego. Shimura był naprawdę kiepski w wymyślaniu planów działania. Nawet gdy sensei próbował nawiązywać do gier (co było okropne i Tenko wolałby już nigdy więcej nie słyszeć, jak miesza tytuły i przekręca imiona postaci), to nie przynosiło to zamierzonych rezultatów. W grach wszystko było z góry ustalone. Jeżeli jedno działanie powodowało jeden efekt, to wykonując je po raz drugi – efekt był ten sam. Ludzie dla Shimury byli nieprzewidywalni i wyjątkowo okropnie nieznośni, kiedy przychodziło do kierowania nimi. Nawet czysto hipotetycznie.

Z drugiej strony myślał o przekazaniu Izuku indywidualności od tygodni. W tym przypadku opracowanie sensownego planu nie powinno być aż takie trudne. Chyba. Shimurze wcale też nie pomagało dziwne przeczucie, że od jakości jego koncepcji zależy zgoda senseia.

Zagryzł wargę, decydując się zacząć od czegoś, co już dawno pojawiło się w jego głowie.

— Myślę, że mógłbym zaprosić tutaj Izuku. To powinno przejść bez problemu, w końcu jakiś czas już się znamy. I wtedy poprosić Yamadę o uśpienie Izuku. — Shimura zawahał się, marszcząc przy tym nos. — Um, chyba powinienem go zaprosić na noc. To chyba byłoby dziwne, jakby zasnął w ciągu dnia.

Shimura zmarszczył nos, próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział śpiącego lub drzemiącego Midoriyę. Zazwyczaj chłopiec miał energii pod dostatkiem. Sapnął sfrustrowany.

— Czyli to jednak nie mogłyby być pierwsze odwiedziny, tak?

Spojrzał z nadzieją na senseia, ale niestety jego mina nic mu nie powiedziała. Dostrzegł jedynie uważne oczy, wpatrzonego w niego z nieukrywanym zainteresowaniem. Brak wskazówki.

— Dobra. Więc za którymś razem zostałby tutaj na noc i Yamada uśpiłby go, i wtedy ty… — Tu Shimura urwał, nagle świadom pewnej dość oczywistej luki w swoim planie.

— No, najpierw trzeba będzie zdobyć pasującą indywidualność — stwierdził z kwaśną miną, uzupełniając ogromną dziurę w swoim panie. Zerknął na senseia, mając cichą nadzieję, że może to mu wystarczy (zdaniem Tenko poszło mu wręcz wybitnie jak na własne standardy), ale mężczyzna dalej wpatrywał się w Shimurę z wyczekiwaniem.

Chłopak zmarszczył brwi, starając się wpaść na coś istotnego, o czym jeszcze nie wspomniał.

— Inko-san potrafi przyciągać przedmioty, tata Midoriyi robi coś tam z ogniem, więc ta indywidualność musiałaby przypominać te.

Na myśl o indywidualności z ogniem od razu w głowie Tenko pojawiła się postać Bakugou. Shimura uśmiechnął się perfidnie pod nosem. Nie ma to, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

— Łazi za nami taki bachor, którego indywidualnością są wybuchy ognia, czyli to by pasowała pod tatę Izuku. Można by zabrać mu zdolność i pozbyć się samego szczyla przy okazji! — zawołał rozentuzjazmowany. Spojrzał na senseia, szukając aprobaty, ale mężczyzna jedynie przekręcił nieco głowę.

— Tak uważasz?

Uśmieszek zwycięstwa momentalnie zniknął z twarzy Tenko. Gdzieś popełnił błąd, tylko gdzie? Opuścił głowę, ale jego rozbiegane spojrzenie nie mogło skupić się na żadnym punkcie.

— Nie, ja… — zaprzeczył automatycznie, w popłochu próbując znaleźć właściwą odpowiedź. — Izuku zna tego szczyla. To byłoby podejrzane, gdyby tamten bachor zniknął, a on nagle miał taką samą indywidualność. Nawet jakby smarkacza zostawić przy życiu, to i tak by to kiepsko wyglądało.

Shimura westchnął i z kwaśną miną podsumował:

— Trzeba odebrać indywidualność komuś, kogo Midoriya nie zna.

Mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu aprobaty, który na moment zagościł na jego twarzy. Jednak Tenko, wciąż zaaferowany swoimi myślami, tego nie zauważył. Dalej rozważał swój hipotetyczny plan.

— Jakby udało się znaleźć indywidualność, która byłaby jakimś połączeniem między zdolnościami rodziców Izuku, to wyglądałoby to całkiem naturalnie, bo... — Tenko zawahał się, nagle niepewny tego, czy dobrze zapamiętał słowa senseia z jednej z jego nauk. — Takie mieszane indywidualności pokazują się… później? — Ostatnie zdanie zabrzmiało kompletnie jak pytanie.

Tym razem mężczyzna skinął krótko głową, potwierdzając założenia Tenko. Chłopcu nieco ulżyło.

— Dokładnie. Wraz z opóźnieniem terminu manifestacji zdolności zwiększa się procentowy udział tych powstałych w wyniku kombinacji indywidualności obojga rodziców w stosunku do prostego dziedziczenia od jednego z nich, jednak nie jest to sztywna reguła — uściślił sensei.

Tenko całkowicie zignorował merytoryczny wywód i ze zniecierpliwienia wypalił:

— Czy to oznacza, że się zgadzasz?

Utkwił w senseiu wyczekujące spojrzenie. Zgromadzone w nim napięcie dało o sobie znać, kiedy mimowolnie znów zaczął drapać szyję. Jedno karcące spojrzenie wystarczyło, aby Tenko opuścił rękę. Mimo to twarz mężczyzny pozostała surowa.

— Tenko-kun, chcę mieć pewność, że jesteś świadom tego, o co mnie prosisz. Twój plan, chociaż spójny, stanowi jedynie zarys tego, co będziemy musieli obaj zrobić oraz znacząco odbiega od reguł postępowania, które sobie narzuciłem. — Mężczyzna wziął głębszy oddech. — Jednak nie to martwi mnie najbardziej.

Słowa senseia nie brzmiały obiecująco. Shimura nie był przygotowany na kiełkujące w jego piersi rozczarowanie.

— Załóżmy hipotetycznie, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem i przekażę temu chłopcu indywidualność.

Mężczyzna zamilkł, zastanawiając się nad doborem słów.

— Istnienie tego chłopca będzie dowodem na to, że przeżyłem lub przed śmiercią nominowałem swojego następcę, przekazując mu mój rodzony dar. Jeżeli zestawimy do tego fakt, że docelowo to dziecko ma wieść normalne życie oraz przebywać w naszym otoczeniu, to wykonanie całego przedsięwzięcia w zasadzie sprowadza się do pośredniego podania naszej lokalizacji. Oczywiście wymagane jest, by obserwator miał…

Czy sensei właśnie powiedział, że jego plan im zagrażał? Tenko przestał dalej słuchać, zbyt przerażony tym, co właśnie sobie uświadomił. To nie tak miało być. Nie chciał narażać ich bezpieczeństwa. Przecież nie było niczego, czego obawiał się bardziej, niż rozdzielenia z senseiem. Świadomość, że mogłoby do tego dojść z jego własnej winy, sprawiała, że brakowało mu tchu w płucach.

...zostanę bohaterem i wszystkich uratuję!

Niespodziewanie głos Izuku przebił się nad obezwładniającym strachem, pozostawiając Shimurę niezdolnego do całkowitego odrzucenia swojego projektu. Spuścił głowę i zaczął nią chaotycznie kręcić, podczas gdy emocje brały nad nim górę.

Nic ci nie jest, prawda?

Jeszcze chwilę wcześniej jedyne, czego chciał Tenko, to cofnąć swoje słowa, ale teraz już nie był w stanie tego zrobić.

Byłeś wspaniały! Jak superbohater!

A co, jeżeli faktycznie jego plan wszystko zrujnuje i nigdy więcej nie zobaczy senseia? Nie zniósłby tego i nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Wiesz, ile niesamowitych rzeczy możesz zrobić?

Wewnętrznie rozdarty i spanikowany nie był w stanie dłużej panować nad swoimi odruchami. Palce same trafiły na kark, drapiąc go do krwi. Wszystko było nie tak. Wszystko nie tak! Rozgoryczenie i przerażenie nie pozwalały mu wyrwać się z mantry. Wreszcie poczuł na twarzy dotyk zimnej dłoni, potem kolejnej i następnej. Powoli zaczął się uspokajać.

— Weź głęboki oddech, tak jak cię uczyłem.

Shimura podążył za poleceniem. Raz. Drugi. Trzeci. W końcu rozejrzał się dookoła. Tuż obok na stole znajdował się znajomy mu kufer. Wyciągnął z niego kolejną dłoń i przyciągnął ją do piersi, jak zwykły to robić dzieci ze swoimi ulubionymi zabawkami. Sensei nie pozwalał mu nosić dłoni po oficjalnym domu. Tym bardziej Tenko zamierzał skorzystać z tej małej dyspensy, jaką mężczyzna mu właśnie zaoferował. Czuł na sobie jego uważne spojrzenie, ale na razie postanowił je zignorować. Z roztargnieniem głaskał trzymaną dłoń.

— Odłóż je do kufra, kiedy poczujesz się gotowy — polecił.

— Muszę? — zamarudził, dobrze znając odpowiedź.

— Już o tym rozmawialiśmy. — Mężczyzna wypomniał łagodnie. — Powinieneś nauczyć się panować nad swoimi atakami bez żadnej zewnętrznej pomocy, a codzienne noszenie dłoni w posiadłości stanowi niepomijalny czynnik ryzyka.

— Tak, tak, wiem — burknął, ale nie wykonał żadnego ruchu, by odłożyć dłonie na miejsce. Cisza się przedłużała. Wyglądało na to, że sensei nie zamierzał kontynuować rozmowy tak długo, jak Shimura nie wypełni polecenia. Nastolatek do cierpliwych nie należał i dość szybko z ostentacyjnym westchnieniem zdjął z siebie dłonie i ułożył je delikatnie na satynie. Zamknął kufer.

Sensei skinął głową na stojącego w kącie lokaja. Dopiero wtedy Tenko zdał sobie sprawę z jego obecności w jadalni. Mężczyzna posłusznie zabrał kufer i odprowadzany nieco niepewnym spojrzeniem Shimury, opuścił pomieszczenie. Dopiero wówczas chłopak zwrócił spojrzenie na swojego senseia. Oczy mężczyzny studiowały go z uwagą i Tenko szybko odwrócił wzrok.

— Czy mógłbyś podzielić się ze mną, które z moich słów wytrąciły cię z równowagi? — Głos senseia był łagodny i nieoceniający, mimo to Tenko się spiął i cały spąsowiał.

— To naprawdę nic takiego. — Chłopak wzruszył ramionami. — Nie musimy tego rozgrzebywać. — Shimura próbował brzmieć nonszalancko, by zbyć swojego opiekuna, ale nie szło mu to zbyt dobrze.

— Jednak wolałbym to omówić. Rozumiem, że te rozmowy są dla ciebie trudne i krępujące, ale mają widoczne efekty.

Shimura skrzywił się, niezadowolony. Sensei dalej nalegał i w końcu Tenko patrząc wszędzie, tylko nie na siedzącego przed nim mężczyznę, wymamrotał niechętnie:

— Te o odkryciu.

Nie widział, jak jego opiekun marszczy brwi.

— Omawialiśmy razem taki przebieg wydarzeń i wiesz, że nawet w obecnej sytuacji nie jestem w stanie go całkowicie wykluczyć. Jednak do tej pory nie reagowałeś na to tak emocjonalnie — wytknął i zamilkł.

Ponownie zapadła cisza i chociaż sensei nie zadał żadnego pytania ani nie poprosił o kontynuację, to Tenko wiercił się na krześle pod wpływem otaczającej go atmosfery oczekiwania.

— Przeze mnie moglibyśmy zostać rozdzieleni — dodał niechętnie, czując się jak przedszkolak trzymający się maminej spódnicy. Żałosne. Skulił się w sobie.

Opuszczone ramiona chłopca, palące wstydem policzki i kilka słów odsłaniających więcej, niż powinny być w stanie, sprawiły, że odpowiedź mężczyzny nie była jedynie wynikiem kalkulacji jego chłodnej logiki.

— To nie ty jesteś odpowiedzialny za zapewnienie nam bezpieczeństwa. Nie będę zaprzeczał, że przy odkryciu naszej lokalizacji coś takiego może się zdarzyć, jednak zdecydowanie rozważamy tutaj jeden z najczarniejszych scenariuszy. Powinieneś też już wiedzieć, że nie mam zamiaru do tego dopuścić, bez względu na powód takiej sytuacji.

Reakcja na te słowa była natychmiastowa. Tenko rozluźnił się i podniósł głowę do góry, choć wciąż miał nieco markotną minę.

— Czy jest jeszcze coś, czym chciałbyś się ze mną podzielić?

Shimura zamarł na chwilę. Czuł, że powinien wspomnieć również o głosie Izuku, który słyszał podczas ataku paniki, jednak mimo to…

— Nie, nie ma — zapewnił, patrząc prosto na senseia. Nigdy wcześniej okłamanie swojego opiekuna nie przyszło mu z taką łatwością. A potem zmarszczył nos i z goryczą dodał:

— Skoro już ustaliliśmy, że mój plan jest do kitu, to mogę iść już do siebie?

— Twój plan nie jest, jak to ująłeś, “do kitu”, o ile dobrze pamiętam, że oznacza to fatalny.

Tenko poderwał głowę zaskoczony.

— Mój wywód nie miał na celu krytykowania twojej koncepcji. Chciałem jedynie ci przedstawić wszystkie konsekwencje, które naturalnie mogły ci umknąć, jednak z naszego punktu widzenia są bardzo istotne i nie mogą zostać pominięte. Niemniej biorąc pod uwagę twoją reakcję, chyba muszę podkreślić, że czynniki prowadzące do omawianych konsekwencji są bardzo złożone i ich zaistnienie w tym samym czasie jest dość niewielkie. Istnienie ryzyka również nie oznacza od razu poddawania całego planu, o ile potencjalny zysk jest tego wart.

Shimura pod natłokiem tych bardzo mądrze brzmiących słów, nie był pewny, czy dobrze zrozumiał senseia.

— Czy to oznacza, że jednak dasz Izuku indywidualność? — spytał z niedowierzaniem, a w jego piersi zamiast niepokoju ponownie zatliła się nadzieja.

— Oznacza to, że przed podjęciem decyzji muszę ocenić, czy ryzykowanie naszego bezpieczeństwa jest tego warte.

Chłopak zamrugał, skonsternowany.

— Em, czyli że co?

Mężczyzna nieznacznie westchnął i doprecyzował.

— W pierwszej kolejności chciałbym poznać Midoriyę Izuku.

Nieco tępy wyraz twarzy Tenko się nie zmienił, kiedy jego wyobraźnia zestawiła paplającego non stop o All Mightcie Izuku z senseiem, który nie pragnął niczego bardziej niż starcia wszystkich bohaterów z powierzchni ziemi. Shimura myślał, że nic gorszego niż negocjacje ze swoim opiekunem go nie czeka, ale jak zwykle, kiedy w grę wchodziło to zielonowłose nieszczęście, srogo się pomylił. To dopiero będzie katastrofa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz