To były bardzo długie dwa dni. Percy miał wrażenie, że trwały dłużej niż ostatni miesiąc, a to było naprawdę niemożliwe. Oczywiste było, że spędził je głównie na martwieniu się, jak przebiegnie ich spotkanie. Ta bardziej introwertyczna część Weasley’a nadal była przerażona słowotokiem, jaki potrafił momentami wyrzucać z siebie Colin, jego brakiem taktu oraz całkowitym niezrozumieniem dla przestrzeni osobistej. To, z jaką łatwością chłopak burzył mury, które Percy z taką starannością budował wokół siebie od zakończenia wojny, przerażało go. A jednak lgnął do niego jak ćma do ognia, chyba tylko po to, aby się poparzyć. Och, kogo on chciał oszukać? Nie był samotnikiem, a przynajmniej nie tak wielkim, jak chciałby. Potrzebował interakcji z ludźmi, którzy nie byli jego rodziną i ewentualnymi klientami księgarni. Niestety wiedział też, że jego umiejętności towarzyskie zawsze były na bardzo, bardzo niskim poziomie. Dlatego, kiedy wreszcie nadeszło wtorkowe popołudnie i Percy jak zawsze zamknął sklep — jego żołądek zwinął się w jeden wielki supeł. Poprawił torbę na ramieniu i jeszcze raz sprawdził, czy wszystkie zaklęcia zabezpieczające były na swoim miejscu. Były. Westchnął i z ociąganiem ruszył się z miejsca, mentalnie przygotowując na zawstydzającą katastrofę z nim w roli głównej.
Colin już czekał na niego na miejscu. Kiedy dostrzegł Percy’ego, poderwał się z miejsca, potrącając przy tym stolik, przy którym siedział i pomachał do niego energicznie. Na sam widok chłopaka, gradowe chmury, które unosiły się nad Percy’m przez ostatnie dwa dni, rozpłynęły się. Weasley pomachał w odpowiedzi, mimowolnie się uśmiechając i dołączył do Colina w lodziarni.
Creevey uśmiechał się szeroko cały czas, jaki zajęło Percy’emu ściągnięcie torby i zajęcie miejsca obok. Od razu podsunął mu pod nos menu.
— Zobacz, jaki mają tutaj niesamowity wybór smaków! Ja sobie wezmę gałkę marchewkowych, dyniowych i melonowych z bitą śmietaną i karmelową polewą. A ty co chcesz?
Weasley poprawił okulary i przyjrzał się, zdawałoby się ciągnącemu w nieskończoność, menu. Kiedy trafił na lody o smaku kandyzowanego bekonu, uznał, że przeczytał już dosyć.
— Przypuszczam, że mają zwykłe waniliowe? — zastanowił się na głos.
Z jakiegoś powodu ta odpowiedź zasmuciła Colina.
— Bierzesz tylko jedną gałkę? — zapytał zdziwiony i nieco speszony. No tak, w porównaniu do zamówienia blondyna, jego wyglądało bardzo ubogo. Percy zagryzł wargę, kiedy w głowie pojawiła mu się jeszcze jedna myśl. Czyżby chłopak obawiał się, że Percy chce jak najszybciej zjeść swoje lody i odejść?
— Wezmę jeszcze gałkę kawowych, o ile są oraz polewę czekoladową.
To zdecydowanie uspokoiło chłopaka.
— Wiesz co — zaczął, po czym wyciągnął rękę po menu. Percy bez sprzeciwu mu je podał. — może jednak chciałbyś spróbować czegoś nowego? — dokończył, wodząc palcem po menu. — O! Co powiesz na miętowe, o smaku gorzkiej czekolady z chilli albo brandy? Któreś z nich ci pasują? — zapytał, spoglądając na Percy’ego z psotnym uśmiechem.
Weasley poczuł się zaskoczony, ponieważ każdy z zaproponowanych przez Colina smaków wydał mu się interesujący.
— Rzeczywiście brzmią apetycznie — przyznał, czym wywołał szeroki uśmiech na twarzy młodszego chłopaka.
Kiedy podeszła do nich kelnerka, aby zebrać zamówienie, Percy poprosił jeszcze o gałkę lodów o smaku brandy.
— Więc dlaczego pracujesz w księgarni? — zagadnął Colin.
To było niewinne pytanie, ale i tak Percy skrzywił się w duchu. Odpowiedź na nie, jeżeli miał być szczery, wymagałaby odsłonięcia zbyt wielu ran, które z trudem starał się zabliźnić. Zdecydowanie nie czuł się na to gotowy. Ponieważ zwlekał z odpowiedzią, Colin dalej dopytywał:
— Słyszałem, że pracowałeś wcześniej w Ministerstwie, prawda? Dlaczego stamtąd odszedłeś? Chciałeś mieć więcej czasu na czytanie książek i wybrałeś księgarnię?
Postanowił na chwilę obecną zignorować niewygodne pytania i odpowiedzieć na ostatnie, które właściwie go rozbawiło.
— Nie mogę czytać w pracy, Colin — zganił lekko chłopaka za jego naiwność. — Ale jest wiele rzeczy, które książki mogą przekazać bez zagłębiania się w ich treść.
I zaczął opowiadać co kolor okładki, wielkość oraz rodzaj papieru mogą mówić o jej zawartości, autorze czy pochodzeniu. Przerwał, dopiero gdy zdał sobie sprawę, że już całkowicie odbiegł od pytania Colina i opowiada obecnie o starych, czarodziejskich metodach na wytwarzanie papieru.
Zmieszany i nieco zdziwiony, że Colin nie przerwał jego nudnego monologu, pośpieszył z przeprosinami:
— Wybacz, zupełnie zboczyłem z tematu, zanudzając cię historią o pergaminie.
— To nie było nudne, to było niesamowite! — wykrzyknął Colin. Dopiero w tym momencie Percy zdał sobie sprawę, że młodszy chłopak wpatruje się w niego jak w obrazek, najwyraźniej wciąż zachwycony wszystkim, co do tej pory usłyszał. Weasley nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś z taką uwagą śledził jego słowa i czy kiedykolwiek był to ktoś inny niż jego rodzice i nauczyciele. Poczuł się naprawdę mile połechtany tą atencją.
— Cieszę się, że też tak uważasz — wyraził na głos swoje zadowolenie, co wywołało jeszcze większy uśmiech na twarzy Colina.
— A wiesz może coś o papierze fotograficznym? — zapytał z ogromnym podekscytowaniem, pochylając się nad stolikiem, aby jak najbardziej przybliżyć się do starszego kolegi. — Jak go się wytwarza i czym się różni od zwykłego papieru?
Brązowe oczy Colina wpatrywały się w niego z oczekiwaniem, kiedy Percy poprawił się lekko na krześle i uśmiechnął nieznacznie, ponieważ wiedział.
Colin był świetnym słuchaczem i jak się okazało, zadawał ciekawe i trafne pytania. Odpowiadanie na nie wcale nie było proste, ale to tylko sprawiało, że Percy bawił się jeszcze lepiej, mogąc wykorzystać swój potencjał. Musieli jednak przerwać dyskusję i zająć jedzeniem, bo dostarczone w trakcie ich rozmowy lody zaczęły się już powoli rozpływać. Deser był pyszny, ale Percy bez przerwy powracał do pytań Creevey’a z początku rozmowy. Doskonale wiedział, dlaczego wybrał takie, a nie inne zajęcie. Księgarnia była bezpieczna. Bez szczebli kariery, po których mógłby się piąć. Bez sławy i rozgłosu, którym mógłby ponownie ulec. Dotąd nie mógł sobie wybaczyć, że przez własne ambicje odwrócił się od swojej rodziny w środku wojny. Potem przez swoją dumę i pychę czekał z powrotem do samego końca, aż było za późno. Fred zginął na jego oczach. Po wojnie postanowił się zmienić. Ambicję, pychę i dumę upchnął tak głęboko w swoim jestestwie, jak tylko był w stanie. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak wiele miejsca do tej pory one zajmowały. Wbrew oczekiwaniom, miłość rodziny nie była w stanie zapełnić tej pustki. To wpędziło Percy’ego w jeszcze większe poczucie winy, które topił, spędzając całe dnie na czytaniu książek. Nie chciał tak szybko uświadamiać Colina, jak bardzo żałosne było jego życie. Nie chciał też być nieszczery.
— Przez wojnę praca w Ministerstwie źle mi się kojarzy — powiedział.
Colin zamarł z łyżką w połowie drogi do ust.
Percy, zmieszany, że nagle wyskoczył z czymś takim, zaczął wyjaśniać:
— Chciałem odpowiedzieć na twoje pytanie dotyczące mojej pracy, bo zdałem sobie sprawę, że nadal tego nie zrobiłem.
Nie pomogło. Weasley opuścił spojrzenie na swoje roztopione lody, zdając sobie sprawę, że przez wspomnienie wojny radosną atmosferę spotkania diabli wzięli. Nie nadawał się do takich rzeczy. Kompletnie!
— Wojna wiele zmieniła — przyznał cicho Colin. Kiedy Percy uniósł głowę, zauważył, że chłopak uśmiechał się niepewnie. — A z czym ci się kojarzy księgarnia?
— Z Hogwartem — odpowiedział automatycznie Percy, by zaraz sprecyzować: — znaczy z biblioteką w Hogwarcie.
Poprawił swoje okulary, mrucząc pod nosem:
— Chociaż w moim przypadku to jedno i to samo. Większość czasu w Hogwarcie spędziłem w bibliotece.
Na tę uwagę Colin zachichotał.
— Każdy robi to, co lubi, prawda?
Percy nie śmiał zaprzeczać.
— A ty czym się zajmujesz? — odbił piłeczkę.
— Fotografuję — odpowiedział entuzjastycznie Colin.
— A zawodowo?
— Też! — Chłopak był z tego dumny. — Ale nie mam stałej posady jak ty — wyznał z ociąganiem. — Od czasu do czasu udaje mi się sprzedać moje zdjęcia Prorokowi albo Żonglerowi. Rzadziej trafiają się większe kąski jak ta książka o historii Harpii czy atlas dostępnych gatunków dla sklepu z magicznymi stworzeniami. Ale prawdę powiedziawszy, obie roboty dostałem po znajomości. Pierwszą załatwiła mi Ginny, a w tamtym sklepie z magicznymi stworzeniami pracuje Dennis.
Chłopak zmarkotniał całkowicie.
— Każdy jakoś zaczynał. — Percy próbował niezdarnie pocieszyć Colina. — Nie powinieneś się zniechęcać.
— Oczywiście, że się nie zniechęcam! — zaprzeczył natychmiast Creevey, a wraz z oburzeniem powróciła jego naturalna witalność. — Tylko robię zdjęcia wszystkiemu, co wydaje mi się interesujące, żeby ćwiczyć. Nigdy nie wiadomo komu, jakie zdjęcie się spodoba! No i lubię też magiczne fotografie. Sam widziałeś mój pokój. Suzan mówi, że kiedy do niego wchodzi, to dostaje oczopląsu.
Colin się roześmiał, po czym w o wiele lepszym humorze wrócił do jedzenia lodów. Percy też postanowił wrócić do swoje pucharku, próbując sobie wmówić, że nie ma prawa być zirytowanym obecnością jakiejś tam Suzan w pokoju Colina.
Po zjedzeniu lodów postanowili wybrać się na spacer. Percy od czasu do czasu przytaczał ciekawostki, które nasuwały mu się na widok szyldów sklepów, które po drodze mijali. Colin nie miał ich dość i ciągle prosił o więcej lub męczył ogromem pytań. Jednak, co dziwiło samego Percy’ego, wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, w towarzystwie młodszego chłopaka czuł się wyjątkowo dobrze i swobodnie. Prawdopodobnie to spowodowało, że w końcu zdobył się na to, aby zapytać o Charlie’ego. Starał się, aby jego pytanie brzmiało luźno i niezobowiązująco:
— Kiedy w niedzielę fiukaliśmy z Nory, Charlie chyba chciał z tobą jeszcze o czymś porozmawiać. Wiesz, o co mogło mu chodzić? Mam mu coś przekazać?
— Och, Charlie — sapnął Colin, nagle wybitnie zainteresowany swoimi butami. — On… On już zdążył się ze mną skontaktować — wyrzucił na wydechu.
Percy drgnął.
— N-naprawdę? — zapytał, zanim zdążył ukryć swoje niedowierzanie. To były tylko dwa dni!
Colin pokiwał energicznie głową, patrząc wszędzie tylko nie na starszego kolegę.
— Więc już wiesz, o co mu chodziło — bardziej stwierdził, niż zapytał Percy.
— Ta-ak — potaknął powoli Colin, ale brzmiał przy tym, jakby wydawał na siebie wyrok.
Weasley nie wiedział, co teraz powinien zrobić. To było oczywiste, że Colin nie chciał się tym z nim podzielić. Z drugiej strony właśnie taka reakcja chłopaka sprawiła, że Percy chciał koniecznie poznać prawdę. Otrząsnął się szybko, postanawiając uszanować decyzję Colina. Zdecydowanie był mu to winien.
— I chcesz to zachować dla siebie, rozumiem — powiedział łagodnie, aby Creevey dłużej się nie męczył.
— To nie tak! — natychmiast zaprzeczył Colin. — Bo ja obiecałem, że nikomu nie powiem — jęknął. — Nie rozumiem, dlaczego nie chce się tym z nikim podzielić, zwłaszcza z rodz… — Colin urwał, uznając, że chyba powiedział za dużo. — Proszę, zapytaj go sam. Możesz też dodać, że sam też chciałbym ci o wszystkim powiedzieć. Może to go przekona — zakończył Colin, rzucając Percy’emu nieśmiały uśmiech.
— Zapytam — odpowiedział Weasley bez większego optymizmu ani ochoty na spotkanie z bratem. Jeżeli Charlie tak bardzo starał się, aby nikt z rodziny się o tej tajemnicy nie dowiedział, to jaka była szansa, że zdradzi ją właśnie jemu, Percy’emu? W dodatku. jaką rolę odgrywał w tym wszystkim Colin? Z każdym kolejnym strzępem informacji znajomość Creeveya z jego starszym bratem nie podobała mu się coraz bardziej.
— Dzięki, że nie wiercisz mi dziury w brzuchu. Już wystarczy, że Ginny to robi — powiedział z ulgą blondyn.
— O Charliego?
— Nie, chodzi jej… — Colin urwał i zamarł. Spojrzał w panice na Percy’ego. — Znaczy też. Cholera! — jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
Tym razem jednak Percy domyślił się tego, co w tak beznadziejny sposób próbował ukryć Creevey.
— Męczy cię o mnie.
Colin smętnie pokiwał głową, dalej chowając zaróżowioną twarz przed światem. Percy chwycił nadgarstki chłopaka i odciągnął je od głowy, żeby napotkać zlęknione spojrzenie. Uśmiechnął się łagodnie, puszczając jego ręce.
— Skoro tak cię o to dręczy, to jej po prostu powiedz.
Przeżył kopnięcie w kostkę, przeżyje upiorogacka.
— Nie. Nie zrobię ci tego. To willa nie kobieta. Po drugie to nie tak, że musi o wszystkim wiedzieć — stwierdził buńczucznie.
— W końcu jesteście przyjaciółmi — podsumował Percy. Z jakiegoś powodu to stwierdzenie zakłopotało Colina.
— Coś nie tak? — zapytał zachęcająco.
Colin wygiął usta w udawanym niezadowoleniu.
— Jestem dla ciebie jak taka książka, co? Rogi, okładki, nic się przed tobą nie ukryje?
— Powiedzmy — przytaknął, rozbawiony tym porównaniem, Percy. — Ale nie musisz nic mi mówić, jeżeli nie chcesz.
Colin potaknął i uciekł wzrokiem.
— Ginny i ja… my po prostu byliśmy na tym samym roku — powiedział cicho, bezowocnie próbując ukryć swój smutek.
Percy zamrugał. Czy Colin naprawdę nie widział, jak dziewczyna się o niego troszczy? Jednak najwyraźniej tak właśnie było. Wyjątkowo, w tym jednym momencie Weasley postanowił postawić na bezpośredniość.
— Sama powiedziała mi, że się przyjaźnicie.
— Serio?
Percy tylko pokiwał głową. Colin cały spąsowiał ze wstydu, ale jego oczy świeciły się radośnie niczym dwie latarnie.
— Tylko jej nie mów o mojej wtopie, proszę — zaskomlał żałośnie. — Wtedy to już na pewno nie da mi żyć.
— Twój sekret jest bezpieczny — powiedział z śmiertelną powagą Percy, przez co zarobił kuksańca w bok.
— Jesteś niemożliwy! — wykrzyknął Colin, śmiejąc się przy tym.
— Tylko zwracam przyjemność — odparł wciąż rozbawiony Weasley. Młodszy chłopak w zamian tylko pokazał mu język i pociągnął w dół alejki. Po raz pierwszy od dawna Percy pozwolił sobie po prostu cieszyć się chwilą i również głośno się roześmiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz