Motyle
bez
skrzydeł

Witaj!

Znajdujesz się na blogu zawierającym różnego typu opowiadania fanfiction (liczba fandomów powoli się rozrasta), z przewagą tych o tematyce homoseksualnej. Jeżeli nie przepadasz za slashem, wybierz dla siebie coś z kategorii general.

Serdecznie zapraszam do czytania i wyrażania swojej opinii.

Aktualności

24.07.2021 Niedługo pojawi się tu tekst z nowego fandomu!

7 lipca 2021

Cukier puder

 Draco Malfoy otworzył cukiernię.

Słysząc tę plotkę, Harry był absolutnie pewny, że się przesłyszał. Musiał się przesłyszeć, bo nie był w stanie uwierzyć, że ktoś mógł wpaść na taki pomysł i zacząć go rozgłaszać. Skoro już samo istnienie takiej plotki zdawało się Harry’emu niemożliwe, tak idea Draco Malfoya prowadzącego cukiernię była czystą abstrakcją, stojącą na półce między miłym Snape’em i altruistycznym Voldemortem.

Tego dnia Harry Potter przesłyszał się naprawdę wiele razy.


Następnego ranka Ron jak zwykle wpadł do biura jak burza. 

— Stary! Nie uwierzysz! Fretka prowadzi cukiernię! — przywitał się.

Harry podniósł wzrok znad raportu i zlustrował Rona pod kątem potencjalnych obrażeń, ale jego najlepszy przyjaciel wyglądał zdrowo. To musiał być udar. 

Na widok ewidentnie czekającego na jego reakcję Rona, Potter westchnął i odparł:

— Masz rację. Nie wierzę. — Po czym wrócił do raportu.

— Harry! Fretka! Cukiernia! — zawył Weasley.

— Ron. Zaległe. Raporty —  przedrzeźnił go Harry, wskazując na zawalone papierami biurko przyjaciela. 

— Nie chcesz, to nie wiesz, ale mówię serio. Hermiona mi powiedziała — podkreślił rudzielec, niemrawo kierując się w stronę swojego miejsca pracy.

To był moment, w którym Harry zaczął mieć wątpliwości.

Tego dnia Potter przysłuchiwał się plotkom uważniej, a w Ministerstwie było gwarno jak w ulu. W trakcie jednej dniówki zebrał wszystkie niezbędne informacje, aby zweryfikować tę nierealną pogłoskę. Poszło szybko i sprawnie, w końcu był znakomitym aurorem. 


Harry po raz piąty sprawdził adres, ale wszystko zgadzało się z pozyskanymi przez niego danymi. Z zewnątrz cukiernia Babeczka wyglądała jak… zwykła cukiernia. To było zdecydowanie zbyt podejrzane, dlatego Potter przed wkroczeniem do środka zmobilizował w sobie całe aurorskie doświadczenie.

Wsunął się do lokalu i poczuł zawód. Wnętrze w swojej zwykłości nie różniło się niczym od zewnętrza. Gdy Harry układał w jednym zdaniu słowa Malfoy i budynek, a dzisiaj wykorzystał swój życiowy zapas takich skojarzeń, jego myśli wahały się pomiędzy mahoniowymi meblami, zielenią i wężami a białym marmurem, drogocenną porcelaną i pawiami. Przytulna, mała cukiernia, wykończona drewnem i gołą, czerwoną cegłą nie dała się umiejscowić nawet pośrodku przyjętej przez Pottera skali.

Jednak Harry nie byłby sobą, gdyby nie próbował badać tej sprawy dalej.

W lokalu znajdował się niespełna tuzin stolików, teraz w większości zajętych przez klientów. Gdzieś pomiędzy nimi krzątał się kelner. Naprzeciw wejścia znajdowały się dwie gabloty wypełnione po brzegi czarodziejskimi słodyczami różnej maści, oddzielone między sobą wąziutką ladą, za którą stała kasjerka.

Potter przemknął niepostrzeżenie między stolikami i stanął przed kontuarem. Kobieta podniosła na niego wzrok i prawnie udusiła się wciąganym powietrzem.

— W czy-ym mogę Panu pomóc? — zapytała, z całych sił próbując zachowywać się profesjonalnie i nie zezować zbyt często na jego bliznę. Harry naprawdę to doceniał.

— Ja… — rozpoczął elokwentnie. — Potrzebuję informacji — wyjawił.

— Oczywiście. — Kasjerka kiwnęła głową, jakby to jedno enigmatyczne zdanie mówiło jej wszystko. — Mamy zarezerwowane stoliki do przyszłego wtorku włącznie z wyjątkiem piątku od szesnastej do osiemnastej, dwa miejsca oraz poniedziałku od szesnastej do osiemnastej, cztery miejsca oraz od osiemnastej do dwudziestej pierwszej, dwa miejsca. Można kupić słodycze na wynos. Cena za pudełko: dwa knuty. Nie oferujemy cateringu, ale przyjmujemy zamówienia złożone z odpowiednim wyprzedzeniem. Odbiór osobisty. Oto nasza oferta, cena za sto gramów lub jedną sztukę — wyrecytowała na jednym wydechu, wciskając w rękę Pottera menu i uśmiechnęła się promiennie, widocznie z siebie zadowolona.

Harry poczuł się przytłoczony. 

— Nie o takie informacje mi chodziło — sprostował.

Wzrok kobiety złagodniał.

— Ach, rozumiem, jest pan uczulony. Orzechy czy gluten?

Nim Harry zdążył sprostować sprostowanie, drzwi po prawej, których do tej pory nie zauważył, a które zapewne prowadziły na zaplecze, otworzyły się zamaszyście. Wyleciała z nich paleta babeczek zielonych, następnie niebieskich a na końcu czerwonych. Paletowy orszak zakończył Draco Malfoy we własnej osobie i w kuchennym fartuchu, i w rozczochranych włosach, i z umazaną twarzą.

Harry musiał się uszczypnąć.

Malfoy nie odczuwał takiej potrzeby, bo po prostu jeszcze Harry’ego nie zauważył. Z nosem w jakiejś kartce, wymamrotał:

— Betty, spakuj, proszę, zamówienia na babczeki dla państwa O’Connor. Po sześć pistacjowych i jagodowych, trzy truskawkowe. — Oderwał wreszcie wzrok od listy, aby wręczyć ją kasjerce. — Pozostałe wyłóż do… — urwał, kiedy kątem oka dostrzegł Pottera. Zamarł w połowie ruchu, ze wciąż wyciągniętą w kierunku kobiety ręką z kartką.

Draco zamknął i otworzył powoli oczy. Podniósł wysoko brwi, a potem je zmarszczył. Otworzył usta i zamknął. Zmarszczył nos i przygryzł wargę. 

Harry po raz pierwszy widział tak intensywny trening mięśni mimicznych twarzy.

— Masz mąkę na policzku — stwierdził spostrzegawczo.

— To cukier puder, bałwanie — oburzył się Malfoy, ścierając proszek z twarzy. Jego blade policzki oblały się rumieńcem, kiedy pośpiesznie odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. 

Instynkt Pottera wył na alarm. 

Harry odwrócił się do zbaraniałej kasjerki i uśmiechnął uprzejmie.

— Poproszę babeczkę. Truskawkową.


Sprawa była rozwiązana.

Tak pomyślałby każdy auror, ale oczywiście nie Harry. On musiał przeanalizować sytuację o wiele dokładniej. Dlatego pozostał w cukierni, zjadając kolejno trzy babeczki, kawałek tortu dyniowego i melonowy eklerek. Za pięć dwudziesta pierwsza zdecydował, że leżący przed nim kawałek tarty żurawinowej weźmie jednak na wynos. Zaczynało go mdlić.

Po zamknięciu cukierni, pracownicy Babeczki opuścili lokal, co rusz zerkając na siedzącego w dalszym ciągu przy swoim stoliku Harry’ego, ale nie zwrócili mu żadnej uwagi. W końcu był aurorem. I Harry’m Potterem. I chciał się widzieć z właścicielem. To wszystko tłumaczyło. 

Chwilę później z zaplecza w końcu wyłonił się Draco Malfoy. Po jego zaskoczonej minie Harry od razu poznał, że pracownicy zapomnieli mu wspomnieć o oczekującym na niego gościu. Lata pracy na stanowisku aurora przynosiły owoce.

— Chciałbym złożyć zażalenie — rozpoczął Potter.

Draco spochmurniał.

— Nie przyjmuję zażaleń od osób, które nie odróżniają mąki od cukru pudru. To karygodne — wytknął.

— Wręcz niewybaczalne. Masz rację. Przepraszam — przytaknął Harry uprzejmie, zbijając Malfoya z pantałyku. — Czy teraz mogę złożyć zażalenie?

Draco westchnął i uniósł wyczekująco jedną brew.

— Mdli mnie — wyjaśnił Potter.

Malfoy zmarszczył brwi. Coś na kształt zaniepokojenia odbiło się na jego twarzy.

— Babeczki były niedobre?

— Babeczki były zbyt dobre — skorygował Harry. — Tort dyniowy wyśmienity, a eklerek wyborny. Tarty już nie dałem rady, ale przypuszczam, że też jest znakomita. Robisz zbyt dobre słodycze i dlatego teraz mnie mdli — podsumował Harry. Tego wieczora wyciąganie wniosków przychodziło mu z niezwykłą łatwością. — Musisz wziąć za to odpowiedzialność.

Malfoy szeroko otworzył oczy, potem zmarszczył nos. Trening mięśni mimicznych właśnie dawał efekty.

— Nie biorę odpowiedzialności za łasuchów.

— A za głodomorów?

— Też nie.

— Przejedzonych aurorów?

— Bez szans.

— Apetycznych przystojniaków?

— W życ… — Draco urwał, kiedy dotarł do niego sens słów. Jego policzki lekko poróżowiały. — To mógłbym rozważyć.

— Więc poproszę gorzką herbatę — obwieścił Harry.

Draco przez dłuższą chwilę z zacięciem ćwiczył mięśnie powiek.

— Chodź za mną — zarządził w końcu i odwrócił się w kierunku zaplecza. Mimo to Harry zdążył dostrzec, jak intensywny rumieniec pokrywa nie tylko policzki, ale i szyję Malfoya.

Potter uśmiechnął się pod nosem.

Instynkt aurorski nigdy go nie zawodził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz